poniedziałek, 9 września 2013

Czy ciągle „Grunt to bunt”?

Sierpień. Czytam sobie 3 tom serii „Grunt to bunt” (jakby ktoś nie wiedział/ zapomniał to jest to zbiór wywiadów dotyczących festiwalu w Jarocinie). Czytam i odkładam na później, wracam, potem znowu odsuwam od siebie. Dlaczego? Tematyka „jarocińska” coraz mniej mnie interesuje. Doceniam jednak olbrzymi wkład Grzegorza K. Witkowskiego w powstanie tej serii (spisywanie wywiadów z dyktafonu jest bardzo trudne, jeśli ktoś nie doświadczył tego to nie wie). Życzę mu jak najlepiej oraz  wydania jak największej liczby tomów jeśli taki ma aspiracje i ciekawych rozmów. Wywiadowców ma często naprawdę nietuzinkowych. Prędzej czy później przeczytam tą książkę, bo to chyba pierwsza i tak wiarygodna publikacja, w której każdy kto był na festiwalu w Jarocinie od lat 70 (tak!) do 1994 r. W czym więc problem. We mnie? Może powiem naiwnie: w ludziach?
(Poniższe uwagi nie muszą dotyczyć tylko ksiązki)
Po 1. W kontekście Jarocin Festiwalu wałkuje się zbyt często nadmiernie eksponowane tematy np. o „wentylu bezpieczeństwa” (czy był czy nie był festiwal; może z tym akurat dobrze), występy: Siekiery w ’84 (ach to był kurwa rozpierdol; nic więc dziwnego, że Adamski nie chciał tego ciągnąć), Dezerter w ’84 (kłótnia z Walterem o tą bzdurę jak polanie trawnika nigdy mnie specjalnie nie interesowała, ale jak sensacja to sensacja), Republiki w ’85 ( jak to dzielnie zachowali się członkowie zespołu po obrzuceniu jedzeniem); Dżem (Rysiek był gość, bez Ryśka to nie to), cenzura (jak to Siczka z KSU powiedział „z cenzurą każdy miał przejebane, nawet Krzysztof Krawczyk).
Po 2. Przy rozmowach o Jarocin Festiwalu m.in. na spotkaniu promocyjnym książki „Grunt to bunt” (byłem na promocji 2 i 3 tomu) zawsze jest krytyka „współczesnego Jarocina”, często nadmiernie emocjonalna. Nie wiem co znaczy „Jarocin sprzedany”. Rozliczaniu jarocińskiego Festiwalu towarzyszy sentymentalizm i (ośmielę się powiedzieć jako gówniarz) hiperbolizacja. Owszem, denerwuje mnie trochę festiwal od strony organizacyjnej ( to oczym wspomniałem w artykule „Zabawa na 102 i pieniądze z reklamy”, czyli ochrona „z dyskoteki”, korporacjonizm i sądzę, że zbyt drogie żarcie). Jednak kiedy w 2013 r. występują taki zespoły jak: Misfits, Blitzkrieg legendarnego pałkera Marskiego Ramone, Suicidal Tendencies, Brudne Dzieci Sida, I Am Giant, CF98 czy bardzo z Jarocinem związane: Izrael, Moskwa, Hey (materiał z płyty „Fire”) to czego chcieć więcej za jedyne 140 zł (w dniu koncertu).
Po 3. Czy można ciągle żyć kombatancką przyszłością polskiego punk rocka? Bym bardziej osoby takie jak ja, urodzone po transformacji. Teraźniejszość zbyt daje o sobie znać, by usiąść w ciepłym schronie minionych rewolt. Zamiast  zajmować się doczesnymi problemami nawet młodzież przegląda archiwa z Jarocina, ogląda „Falę”, „My blood your blood” po to, żeby mówić do siebie „to były przejebane czasy i było się o co buntować”. Wmawiajcie sobie dalej to będziecie jak mawia Paweł Kukiz „robić za chłopków pańszczyźnianych”.
Jeśli miałbym coś zasugerować to mentalny powrót nie do „czasów świtności Festiwalu w Jarocinie”, ale do radykalizmu i intelektualizmu sceny hc/punk/crust z lat 90. Jednak „łap to co teraz” (Regres).

Oi oi oi! If the kids are united they will never be deveided! No pasaran! No furure! Daj na wino! Jarocin sprzedany!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz