Sierpień. Czytam sobie 3 tom
serii „Grunt to bunt” (jakby ktoś nie wiedział/ zapomniał to jest to zbiór
wywiadów dotyczących festiwalu w Jarocinie). Czytam i odkładam na później,
wracam, potem znowu odsuwam od siebie. Dlaczego? Tematyka „jarocińska” coraz
mniej mnie interesuje. Doceniam jednak olbrzymi wkład Grzegorza K. Witkowskiego
w powstanie tej serii (spisywanie wywiadów z dyktafonu jest bardzo trudne,
jeśli ktoś nie doświadczył tego to nie wie). Życzę mu jak najlepiej oraz wydania jak największej liczby tomów jeśli
taki ma aspiracje i ciekawych rozmów. Wywiadowców ma często naprawdę
nietuzinkowych. Prędzej czy później przeczytam tą książkę, bo to chyba pierwsza
i tak wiarygodna publikacja, w której każdy kto był na festiwalu w Jarocinie od
lat 70 (tak!) do 1994 r. W czym więc problem. We mnie? Może powiem naiwnie: w
ludziach?
(Poniższe uwagi nie muszą
dotyczyć tylko ksiązki)
Po 1. W kontekście Jarocin
Festiwalu wałkuje się zbyt często nadmiernie eksponowane tematy np. o „wentylu
bezpieczeństwa” (czy był czy nie był festiwal; może z tym akurat dobrze), występy:
Siekiery w ’84 (ach to był kurwa rozpierdol; nic więc dziwnego, że Adamski nie
chciał tego ciągnąć), Dezerter w ’84 (kłótnia z Walterem o tą bzdurę jak
polanie trawnika nigdy mnie specjalnie nie interesowała, ale jak sensacja to
sensacja), Republiki w ’85 ( jak to dzielnie zachowali się członkowie zespołu
po obrzuceniu jedzeniem); Dżem (Rysiek był gość, bez Ryśka to nie to), cenzura
(jak to Siczka z KSU powiedział „z cenzurą każdy miał przejebane, nawet
Krzysztof Krawczyk).
Po 2. Przy rozmowach o Jarocin
Festiwalu m.in. na spotkaniu promocyjnym książki „Grunt to bunt” (byłem na
promocji 2 i 3 tomu) zawsze jest krytyka „współczesnego Jarocina”, często
nadmiernie emocjonalna. Nie wiem co znaczy „Jarocin sprzedany”. Rozliczaniu
jarocińskiego Festiwalu towarzyszy sentymentalizm i (ośmielę się powiedzieć
jako gówniarz) hiperbolizacja. Owszem, denerwuje mnie trochę festiwal od strony
organizacyjnej ( to oczym wspomniałem w artykule „Zabawa na 102 i pieniądze z
reklamy”, czyli ochrona „z dyskoteki”, korporacjonizm i sądzę, że zbyt drogie
żarcie). Jednak kiedy w 2013 r. występują taki zespoły jak: Misfits, Blitzkrieg
legendarnego pałkera Marskiego Ramone, Suicidal Tendencies, Brudne Dzieci Sida,
I Am Giant, CF98 czy bardzo z Jarocinem związane: Izrael, Moskwa, Hey (materiał
z płyty „Fire”) to czego chcieć więcej za jedyne 140 zł (w dniu koncertu).
Po 3. Czy można ciągle żyć
kombatancką przyszłością polskiego punk rocka? Bym bardziej osoby takie jak ja,
urodzone po transformacji. Teraźniejszość zbyt daje o sobie znać, by usiąść w
ciepłym schronie minionych rewolt. Zamiast
zajmować się doczesnymi problemami nawet młodzież przegląda archiwa z
Jarocina, ogląda „Falę”, „My blood your blood” po to, żeby mówić do siebie „to
były przejebane czasy i było się o co buntować”. Wmawiajcie sobie dalej to
będziecie jak mawia Paweł Kukiz „robić za chłopków pańszczyźnianych”.
Jeśli miałbym coś zasugerować to
mentalny powrót nie do „czasów świtności Festiwalu w Jarocinie”, ale do
radykalizmu i intelektualizmu sceny hc/punk/crust z lat 90. Jednak „łap to co teraz” (Regres).
Oi oi oi! If the kids are united they will
never be deveided! No pasaran! No furure! Daj na wino! Jarocin sprzedany!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz